Recenzja wyd. DVD filmu

Ultraviolet (2006)
Kurt Wimmer
Milla Jovovich
Cameron Bright

Faster Pussycat! Kill! Kill!

Pamiętam doskonale, jak do kin wchodziło "Equilibrium". Masa ciepłych, zazwyczaj pozytywnych, recenzji, podekscytowanie widowni. I moja ogromna konsternacja: oto furorę robi film, który
Pamiętam doskonale, jak do kin wchodziło "Equilibrium". Masa ciepłych, zazwyczaj pozytywnych, recenzji, podekscytowanie widowni. I moja ogromna konsternacja: oto furorę robi film, który bezczelnie żeruje na popularności "Matrixa", dla niepoznaki zżynając na dodatek z klasycznej prozy antyutopijnej pokroju "Roku 1984" Orwella czy "Nowego wspaniałego świata" Huxleya. Wyzbyte oryginalności efekciarstwo, które udaje, że ma coś do powiedzenia i niesie jakieś głębokie przesłanie. Owszem, film ten posiadał miłe dla oka sceny akcji i charyzmatycznego Christiana Bale'a, ale nic ponadto - wszystko, co w nim ciekawe od strony intrygi i wymowy, zostało już wcześniej przedstawione w bardziej sugestywny i skłaniający do myślenia sposób. A tu ze wszech stron słyszę, jaki to "niegłupi film". Pomyślałem sobie - co tu się kłócić z ignorantami i zamknąłem temat. Aż tu nagle, nie tak dawno, wpada mi w ręce ostatni obraz Kurta Wimmera, który to właśnie pan przed kilku laty popełnił wspomniane "Equilibrium". Doszedłem do wniosku, że skonfrontuję jeszcze raz talent tegoż osobnika ze swymi odczuciami. Kto wie, może gdzieś się pomyliłem? Może to jednak człowiek, który ma do przekazania coś więcej poza strzelaninami w zwolnionym tempie? "Ultraviolet", bo tak zwie się omawiana rzecz, to ponownie futurystyczne kino akcji. Sama fabuła nie brzmi zbyt wykwintnie: w przyszłości groźny wirus zamienia ludzi w tzw. Hemofagi, osobniki podobne wampirom. Zwykli ludzie szukają sposobów na zatrzymanie epidemii i jednoczesne unicestwienie już zarażonych. Hemofagi to istoty obdarzone niezwykłą siłą, zręcznością i szybkością, ale też żyjące znacznie krócej. Jednym z nich jest wojowniczka imieniem Violet (Milla Jovovich). Dziewczyna otrzymuje zadanie przechwycenia przesyłki mającej zawierać "ostateczne rozwiązanie kwestii" Hemofagów. Violet bez problemu kradnie walizkę o zatrważającej zawartości, jednak w środku zamiast broni masowej zagłady znajduje małego chłopca. Bum! Bum! Violet zabija żołnierzy złego wicekardynała (to główny czarny charakter tej historii). Bum! Bum! Violet zabija złych Azjatów. Bum! Bum! Violet zabija nawet swoich złych pobratymców. Bum! Bum! Violet ogółem zabija wszystko, co się rusza, a to wszystko co się rusza za każdym razem twierdzi, ze jej się nie uda. Ach! No i na koniec wygłasza pełną patosu gadkę o tyranii i potrzebie sprawiedliwości. O co tak poza tym chodzi? Nie za bardzo wiadomo. Ale w końcu dzielna Violet już na wstępie oświadcza, że - nie zrozumiemy jej świata?. No i ma cholerną rację dziewczyna! A tak serio? Film to jedna wielka, z czasem coraz bardziej uciążliwa i nużąca, strzelanina. Nieustanny popis efektów specjalnych, eksplozji, ucieczek, pogoni i łzawych, pozbawionych sensu wywodów. Żeby nie było, że z góry jestem negatywnie nastawiony do dzieła Wimmera - zastrzegam, iż bardzo lubię Jovovich, która gra tu główną rolę i jestem wielbicielem jej urody. Tyle, że Milla jest niestety marną aktorką i gra zazwyczaj w produkcjach nie najwyższej klasy. Tak jest i tym razem. Pomińmy już litościwym milczeniem kwestię aktorstwa. Najgorsze jest to, że "Ultraviolet" to hałaśliwy, infantylny bubel bez duszy. Całość prezentuje się jak gra komputerowa - cała scenografia została tu wykreowana za pomocą technik cyfrowych i często razi sztucznością. Miejscami wydaje się jakby zamiast z filmem aktorskim, miało się do czynienia z kolejnym eksperymentem w rodzaju "Final Fantasy". Z początku można mieć jeszcze jakieś nadzieje, zwłaszcza, że wiele scen zostało tu całkiem pomysłowo i inspirująco zaaranżowanych. Co więcej- nie mogę odmówić Wimmerowi pewnego zmysłu plastycznego. Niektóre kadry wręcz urzekają swą kolorystyką i formalnymi zabawami. Im dalej jednak, tym gorzej, a efektowna (raczej efekciarska) strona wizualna nie skrywa nic ponad pustkę. Po półtorej godzinie seansu - to tak gwoli podsumowania - czułem się już nieźle wymęczony. Bezsens, głupota i nuda wylewały się na mnie wprost z ekranu. Nie pomogła ani na okrągło zmieniająca kolor włosów Milla, ani jej zgrabna pupa, ani to, jak w zwolnionym tempie tą zgrabną pupą unikała kul. Nie pomogło też nadawanie tej histerycznie płytkiej fabule pozorów głębi, ani chwytająca za serce przyjaźń bezwzględnej wampirzycy z małym, umierającym chłopcem. Nie pomogło nic. Ogółem: płacz, zgrzytanie zębami, odgłos spuszczanej wody i przykrości wynikające z problemów z prostatą. Trudno polecać "Ultraviolet" komukolwiek, kto ma IQ wyższe od rozmiaru swego buta. Jedno jednak podnosi mnie na duchu - nie myliłem się co do talentów i głębokości myśli, którymi dysponuje na potrzeby widowni Wimmer. To po prostu kolejny rzemieślnik od strzelanek w kostiumie science fiction, w czym się tylko upewniłem oglądając jego najnowsze dzieło.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film "Ultraviolet" na licznych forach internetowych został zrównany z ziemią. Zarzutów było bardzo wiele:... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones